,,Życie jest tajemnicą, co oznacza, że twój myślący umysł nie jest tego w stanie rozwikłać.
Dlatego właśnie masz się przebudzić i wtedy dopiero pojmiesz, że nie w świecie ukryte są problemy, ale że ty sam jesteś problemem. "
Dlatego właśnie masz się przebudzić i wtedy dopiero pojmiesz, że nie w świecie ukryte są problemy, ale że ty sam jesteś problemem. "
Anthony de Mello
Nie jeden człowiek chciałby zacząć od nowa, zostawić w tyle swoją przeszłość, mieć dalej czyste konto i pustą kartkę życia. Nie chcieli mieć problemów, tylko pragnęli swoje życie przemienić w idealizm. Zapominać o tym co się stało, co zrobili. Niektórzy nie potrafili sobie radzić ze świadomością jak postępowali, zabijało to ich od środka. W głowie panował chaos i uciekali do rozwiązań odebrania sobie tego co najważniejsze i co tylko im pozostało, czyli życia. Może gdybyśmy mogli naprawić swoje błędy, oszczędzilibyśmy walkę z samym sobą i nasze losy potoczyłyby się całkiem inaczej. Każdy z nas nie pamiętał by przeszłości i zaczął od nowa. Niestety ucieczka nie jest dobrym rozwiązaniem. W każdym tkwi skutek uboczny. Nie znam swojej przeszłości i nikomu nie życzę takiego uczucia. Stać się kimś obcym, kimś kto wtargnął na czyiś teren i postanowił się osiedlić. Traktowałam to jak dar, a jednocześnie klątwę. Przeklętość być intruzem we własnym ciele, nie wiedząc kim było się kiedyś. Nie polecam tego uczucia, czułam się martwa.
Umierałam z przebudzenia.
Poczułam ból głowy, który nasilał się za każdym razem, kiedy chciałam poruszyć jakąś częścią mojego ciała. Otworzyłam z trudem ciężkie powieki i ujrzałam biały sufit. Leżałam na szpitalnym łóżku, niestety moje oczy nie były w stanie poruszać się i spoglądać nigdzie indziej niż przed siebie. Nie miałam czucia we własnym ciele, ale to nic z porównaniu tym, że w mojej głowie rozgrywa się wielka wybuchowa eksplozja i za chwilę miała rozerwać mi ją na strzępy.
- Obudziła się... - usłyszałam koło siebie damski głos i szybkie kroki nadchodzące w moim kierunku. - System operacyjny się zresetował. K5413 działa prawidłowo, badania nie pokazują nic groźnego. Zaczynamy sterowanie i kształtujemy cechy. Otworzyła oczy, wszystko działa tak jak powinno. Alex... Alex do cholery, przynieś strzykawkę! Ona potrzebuje krwi, straciła jej wiele.
Próbowałam krzyczeć, wydusić coś z siebie, nie miałam pojęcia dlaczego nie potrafię odezwać się słowem. Czułam blokadę własnego ciała. Krzyczałam w głowie, lecz tak naprawdę nie wydusiłam z siebie żadnego dźwięku. Po krótkiej chwili zorientowałam się, że ktoś wbija mi długą igłę do żyły w lewym nadgarstku. Następnie łóżko układa do pozycji siedzącej.
Na przeciwko mnie zauważyłam postać delikatnej kobiety, w długich czerwonych włosach, białym fartuchu i lekkim uśmiechem na twarzy wpatrującą się prosto we mnie. Była szczupła, wyglądała jakby była zbudowana z porcelany i każdy swój ruch wykonywała z gracją, zachowywała się jak na wybiegu. Koło niej stał wysoki brunet ze strzykawką podniesioną ku górze w prawej ręce. Wzrok miał skierowany na swoją towarzyszkę jakby czekał, aż rzuci w jego stronę rozkazem.
Mrugnęłam kilka razy i z trudnością rozejrzałam się na tyle ile pozwalały mi oczy. Znajdowaliśmy się w wysoko wyposażonym laboratorium. Ściany pomieszczenia miały biały kolor. Znajdowały się tutaj odpowiednie technologię i połączone ze sobą tunelem transportowym. Komory wyposażone były w aparaturę do badań. Próbki na urządzeniach bywały w różnych kolorach, zapełnione po sam czubek. Na stołach znajdowały się włączone komputery, a niedaleko stał dygestorium o kształcie dużej szafy. Kobieta założyła nitrylowe rękawiczki podchodząc do mnie i rozszerzając powieki palcami, wyciągnęła z kieszeni małą lampkę, święcąc nią przed moim wzrokiem.
- Mam nadzieję, że szybko nie zdechniesz - odezwała się, nie tracąc uśmiechu z twarzy.
Poczułam jak serce bije coraz mocniej, jakby miało za chwilę wyrwać się z klatki piersiowej. Kim jestem, kim oni są, co to za miejsce, skąd się tu znalazłam? Przychodziły do mnie setki pytań na które nie znałam odpowiedzi. Zmęczenie dawało się we znaki, jakbym nie spała przez co najmniej tydzień. Walczyłam z bólem czując, że powoli przegrywam. Przymknęłam powieki słysząc głos mężczyzny, którego nie potrafiłam zrozumieć przez rozrywający się ból w głowie. Powoli dawałam za wygraną i z braku sił dałam ponieś się zmęczeniu...
Umierałam z przebudzenia.
Poczułam ból głowy, który nasilał się za każdym razem, kiedy chciałam poruszyć jakąś częścią mojego ciała. Otworzyłam z trudem ciężkie powieki i ujrzałam biały sufit. Leżałam na szpitalnym łóżku, niestety moje oczy nie były w stanie poruszać się i spoglądać nigdzie indziej niż przed siebie. Nie miałam czucia we własnym ciele, ale to nic z porównaniu tym, że w mojej głowie rozgrywa się wielka wybuchowa eksplozja i za chwilę miała rozerwać mi ją na strzępy.
- Obudziła się... - usłyszałam koło siebie damski głos i szybkie kroki nadchodzące w moim kierunku. - System operacyjny się zresetował. K5413 działa prawidłowo, badania nie pokazują nic groźnego. Zaczynamy sterowanie i kształtujemy cechy. Otworzyła oczy, wszystko działa tak jak powinno. Alex... Alex do cholery, przynieś strzykawkę! Ona potrzebuje krwi, straciła jej wiele.
Próbowałam krzyczeć, wydusić coś z siebie, nie miałam pojęcia dlaczego nie potrafię odezwać się słowem. Czułam blokadę własnego ciała. Krzyczałam w głowie, lecz tak naprawdę nie wydusiłam z siebie żadnego dźwięku. Po krótkiej chwili zorientowałam się, że ktoś wbija mi długą igłę do żyły w lewym nadgarstku. Następnie łóżko układa do pozycji siedzącej.
Na przeciwko mnie zauważyłam postać delikatnej kobiety, w długich czerwonych włosach, białym fartuchu i lekkim uśmiechem na twarzy wpatrującą się prosto we mnie. Była szczupła, wyglądała jakby była zbudowana z porcelany i każdy swój ruch wykonywała z gracją, zachowywała się jak na wybiegu. Koło niej stał wysoki brunet ze strzykawką podniesioną ku górze w prawej ręce. Wzrok miał skierowany na swoją towarzyszkę jakby czekał, aż rzuci w jego stronę rozkazem.
Mrugnęłam kilka razy i z trudnością rozejrzałam się na tyle ile pozwalały mi oczy. Znajdowaliśmy się w wysoko wyposażonym laboratorium. Ściany pomieszczenia miały biały kolor. Znajdowały się tutaj odpowiednie technologię i połączone ze sobą tunelem transportowym. Komory wyposażone były w aparaturę do badań. Próbki na urządzeniach bywały w różnych kolorach, zapełnione po sam czubek. Na stołach znajdowały się włączone komputery, a niedaleko stał dygestorium o kształcie dużej szafy. Kobieta założyła nitrylowe rękawiczki podchodząc do mnie i rozszerzając powieki palcami, wyciągnęła z kieszeni małą lampkę, święcąc nią przed moim wzrokiem.
- Mam nadzieję, że szybko nie zdechniesz - odezwała się, nie tracąc uśmiechu z twarzy.
Poczułam jak serce bije coraz mocniej, jakby miało za chwilę wyrwać się z klatki piersiowej. Kim jestem, kim oni są, co to za miejsce, skąd się tu znalazłam? Przychodziły do mnie setki pytań na które nie znałam odpowiedzi. Zmęczenie dawało się we znaki, jakbym nie spała przez co najmniej tydzień. Walczyłam z bólem czując, że powoli przegrywam. Przymknęłam powieki słysząc głos mężczyzny, którego nie potrafiłam zrozumieć przez rozrywający się ból w głowie. Powoli dawałam za wygraną i z braku sił dałam ponieś się zmęczeniu...
Za drugim razem obudziłam się już w całkowicie innym miejscu. Nie było to laboratorium, nie leżałam na szpitalnym łóżko. To miejsce było całkiem przestronne i wyglądało jak zadbany pokój. Dominował w nim czekolady brąz i czerń. Na zachodniej ścianie znajdowało się duże okno, przykryte ciemnymi zasłonami. Całe wyposażenie miejsca było antyczne, stare szafy, szuflady wyglądające jakby pochodziły z XIX wieku. Na ścianach wisiały różne obrazy. Od dzieł włoskiego malarza Giovannego Zelotti po samego Leonarda da Vinci.
Przeciągnęłam się na łóżku niczym kotka. Nigdy chyba nie czułam się obolała w taki sposób. Po krótkiej chwili zorientowałam się, że leże naga, przykryta tylko cienkim czerwonym kocem. Wstałam, otulając się nim i rozejrzałam się jeszcze raz po pomieszczeniu w jakim się znalazłam. Tym razem byłam całkowicie sama. Przewracałam oczami w poszukiwaniu czegoś w co mogłabym na siebie założyć. W kąciku pokoju zauważyłam wielkie lustro. Podeszłam i przyjrzałam się gotyckiej oprawie. Opuszkami palców przejechałam po wzorach, które były na niej wyryte. Następnie zajrzałam w głąb lustra.
Kosmyki długich, ciemnych włosów opadały na moje szczupłe ciało, o aksamitnej cerze. Wpatrywałam się w swoje zielone oczy, które błyszczały się jak brylanty. Oczy bowiem są obrazem wnętrza człowieka, w moim przypadku przemawiała niewinność i odległy strach. Spoglądając na swoje koralowe usta, uśmiechnęłam się do swojego odbicia. Za sobą zauważyłam na czerwonym krześle białą sukienkę. Bez zastanowienia, szybkim ruchem założyłam ją na siebie. Niestety nie potrafiłam znaleźć żadnych butów, więc boso powędrowałam do dużych, ciemnych drzwi, oczekując, że jest to wyjście z tego pokoju. Złapałam za klamkę i przyciągałam do siebie z całych sił. Nie otworzyły się, były zamknięte na klucz. Wściekła zacisłam dłonie w pięści i uderzyłam w nie z całych sił.
- Jest tam ktoś? Wypuście mnie! Gdzie jestem? Czy ktoś może otworzyć drzwi? Wypuście mnie! - krzyknęłam, ale nie usłyszałam żadnej odpowiedzi. - Gdzie ja jestem? Czy ktoś tam jest? Pomocy!
Znów cisza.
Westchnęłam i oddaliłam się kilkoma krokami w tył, chowając twarz w dłoniach. Nic nie pamiętałam. Nie potrafiłam sobie przypomnieć skąd się tu znalazłam i gdzie byłam wcześniej... przed laboratorium. Czułam się jakby wymazano mi pamięć. To oczu naleciały mi łzy, z trudem je opanowywałam.
Po krótkiej chwili drzwi z hukiem się otworzyły i pojawiły się w progu trzy postacie. Pierwsza twarz była znajoma. Pamiętałam jej długie czerwone włosy i tajemnicze spojrzenie. Po jej prawej stronie stał chłopak, który był również z nią ostatnim razem. Jak dobrze pamiętałam, to miał na imię Alex. A trzeci robił wrażenie ponurego, jakby niedawno coś strasznego się stało. Był niewiele wysoki od dziewczyny z czarnymi włosami, ze szczupłym ciałem, dobrze zbudowanym. Jego oczy nie spoglądały na mnie, tylko w ziemie. Przeczesał dłonią po włosach i cicho westchnął.
- Trevor - odezwał się podnosząc wzrok. - A to Lilith i Alex. Miło Cię zobaczyć - dodał od niechcenia wskazując na swoich towarzyszy.
- Wypuście mnie... - szepnęłam z drżącym głosem.
Każdy z nich podszedł kilka kroków bliżej. Spojrzałam na drzwi gotując się w ostateczności do ucieczki.
- Pamiętasz kim jesteś? Jak się nazywasz? Skąd jesteś? - zapytała kobieta splatając ręce na piersi.
Jedyne co pamiętałam, to wspomnienie z laboratorium, następnie pobudka w tym miejscu. Wiedziałam jeszcze jak mam na imię i to, że mam dwadzieścia lat. W mojej głowie nie pozostało nic więcej. Pustka.
- Mam na imię Eleine - odezwałam się po krótkiej chwili ciszy. - Nic więcej nie pamiętam... dlaczego? Wypuśćcie mnie, albo ucieknę sama. Skąd się tu właściwie znalazłam? Kim jesteście?
Wysoki brunet - Alex - zaśmiał się i podszedł do ściany koło drewnianej komody i oparł się o nią niechlubnie.
- To wiesz o sobie tyle co my o Tobie - prychnął. - Jeżeli nie pamiętasz gdzie Twój dom, to nie pozostaję nam nic innego niż zatrzymać Cię tu. Gdzie chcesz uciec? Dokąd? A raczej gdzie Cię zechcą? Do kogo? Jak nie wiesz kim jesteś, my nie wiemy. Jak sobie to wyobrażasz? Proszę - rozłożył ręce - droga wolna jak chcesz uciec. Biegnij, dokądkolwiek. To nie schronisko dla osób, którym się coś nie podoba i...
- Alex, obiecałeś być miły - przerwała kobieta cichutkim głosem.
- ... panuje tu jedna zasada. Nie robisz problemów, mieszkasz tu, dopóki się nie dowiemy co z Tobą dalej - nie przerywał.
- Nie rozumiem. To jak się tu znalazłam?
- Zostałaś nominowana.
- Dominowana do czego!?
- Daj mi dokończyć - warknął. - Nominowana do zakonu. Łowcy czuwają. Uderz głową lwa, a cię zje. Przez jakiś czas nie będziesz pamiętała swojej przeszłości, ale to nic dziwnego. Zostałaś poddana pewnym zabiegom '' ulepszenia siebie samej'' . By pomóc zwyciężać. Tu każdy jest taki jak ty, więc bez obaw. Odnajdziesz się. Jesteś nouveau, więc musisz się podszkolić. Dopóki nam nie zaufasz, niczego nie osiągniesz. Nie zamierzamy Cię zabijać za nieposłuszeństwo, ale jeżeli to konieczne to...
- ALEX - znów wtrąciła się czerwonowłosa. Chłopak westchnął.
- Trzeba kontrolować równowagę, by owoce nie straciły swej wartości - dodał spoglądając na nią.
Spuściłam zszokowana wzrok.
- A wy kim jesteście?
- Polujemy dniem i nocą. Gdyby nie my, na świecie powstał by chaos. Pilnujemy porządku. Istoty o których nigdy Ci się nie śniło. Tak, tak może wydawać się bluźnierstwem, ale zapewniam cię, wszystko tu jest prawdą. To gra, w której nie ma wyjścia.
- I jestem pionkiem w tej grze, nie wiedząc o tym?
- Wiedziałaś, nawet bardzo chciałaś. Tylko nie pamiętasz nouveau - odwrócił się i przystanął koło swoich towarzyszy.
Nie miałam pewności czy oni mówią prawdę, bałam się zaufać obcym. Z drugiej strony nie miałam nikogo innego, nie wiedziałam gdzie nawet jestem i skąd pochodzę. Nie pamiętałam przeszłości, ani swoich korzeni. Nieodpowiedzialne by było jeżeli uciekłabym od nich nie wiedząc gdzie się kierować, a jeszcze głupsze jakbym próbowała zaufać obcym mi osobom i zamieszkała do czasu, kiedy sobie wszystko przypomnę. W końcu podobno tego chciałam. Bałam się zaryzykować.
- Gdzie tak właściwie jesteśmy? - zapytałam z przemęczonym głosem.
- Eleine, witamy w mieście Awekening Town. Może skusisz się na jedzenie? Jesteś pewnie głodna, zejdźmy na dół. W jadalni czeka na Ciebie ciepły posiłek.
Zaśmiałam się głośno.
- Mam tak po prostu zjeść z wami posiłek jakby nic się nie stało? Jak nie wiem co się dzieję?
- Wyjaśnimy Ci resztę przy stole.
Spojrzałam na Trevora, który nic się nie odzywał. Zrobiło mi się go żal. Wydawał się cały czas smutny. Jakby coś go gnębiło. I to nie było proste dla niego. Wiedziałam o tym. A raczej... przypuszczałam.
Po kilku sekundach zza jego nóg pojawił się mały, cały czarny kot. Szybko podbiegł i skoczył na łóżko, na którym jeszcze kilkanaście minut temu leżałam i zwinął się w kłębek. Miał doskonale lśniące futerko, leciutką łapką zahaczył o wilgotny nosek i zamknął swoje zielone, duże oczy.
- Poznaj Mruczka - zachichotała dziewczyna i podbiegła do niego, biorąc go na ręce.
- Mruczek? - zapytałam zszokowana.
- Tak, to Mruczek. Idziesz jeść czy mamy Cię tu zostawić samą, głodną?
Spojrzałam jeszcze raz na kota, a następnie wyszłam za nimi zaniepokojona z pokoju.
Zdecydowanie można by nazwać, że znajdowałam się w dużej rezydencji. Szliśmy po czerwonym, długim dywanie, wzdłuż korytarza, którego po bokach znajdowało się kilka zamkniętych drzwi. Na ścianach wisiało pełno obrazów, większość odległa od siebie nie więcej niż 5cm. Lampy kryształowe oświetlały nam drogę i ukazywały inkrustowane meble. Każda część domu miała swój tajemniczy urok. Zeszliśmy po szerokich, kręconych schodach na dół, w stronę jadalni w której znajdował się wielki stół załadowany różnymi przysmakami i napojami. Usiadłam przy stole ze swoimi towarzyszami i wpatrywałam się w różne smakołyki na których widok zaburczało mi w brzuchu.
- Co podać do picia nouveau? - wyrwał mnie z myśli wysoki, siwy, poważny mężczyzna ubrany w garnitur. Wydaję się, że był służącym. Przystanął koło mnie, przeszywając mnie wzrokiem.
- Jestem Eleine - powiedziałam oburzona. - Wodę mineralną.
- Dobrze nouveau. Co dla państwa? - zwrócił się do nich, gdy nakładali sobie po kawałku pieczonego indyka.
- Czerwone wino, rocznik 1879 Adamie.
Ukłonił się i wyszedł. Nałożyłam sobie kawałek kurczaka z sałatką meksykańską i zabrałam się jak najszybciej do jedzenia. Zamknęłam oczy rozkoszując się każdym ugryzieniem. Byłam w stanie zjeść konia z kopytami.
- Hmm... mieszkacie tutaj sami? - zapytałam zarumieniona gdy spoglądali na mnie jak na wariatkę kiedy usta miałam przepełnione jedzeniem, a oni z gracją jedli każdy kolejny kęs.
- Za jakiś czas poznasz resztę współlokatorów, kiedy przyjadą z misji. Módlmy się by ocaleli wszyscy - Lilith uśmiechnęła się nieśmiele.
Po krótkiej chwili usłyszałam wielki huk i krzyk. Każdy z nas zerwał się jak najszybciej z krzesła.
- Ktoś się uwolnił ze strychu! - krzyknęła Lilith.
Poczułam paraliżujący strach, jakby serce znalazło się w okolicach gardła gdy w ciemnościach zauważyłam postać, która powoli przybliżała się ku nas. Ktoś, a raczej coś stało całe we krwi i warczało niczym niebezpieczny drapieżnik... To dziwne, bo wyglądał jak człowiek od którego można było wyczuć aurę zła i bólu, ale za żadne skarby nim nie był.
Trevor wyciągając z nogawki srebrne, małe ostrze, wystartował do niego i zaatakował z wyskoku przeciwnika wyprowadzając niskie cięcie z prawej strony tułowia co spowolniło na kilka sekund działanie potwora. Zauważyłam, że to coś jest już i tak bardzo zmęczone, by wykonywać niebezpieczne ruchy i Trevor też to zauważył. Wykorzystując to próbował zadać kolejny cios narzędziem, ale ten uderzył z zaskoczenia mocno w jego żebra co odrzuciło go prosto na ścianę za mną.
- TREVOR! - krzyknęła czerwonowłosa i podbiegła do niego badając czy wszystko w porządku.
Alex po chwili rzucił się na stwora, który uskoczył przed ostrzem i pchnął go od tyłu, wyginając mocno nadgarstek, lecz chłopak szybko z tego uchwytu się wydostał i wykorzystując chwile odsłonięcia przeciwnika i wbił mu miecz w krtań, a następnie obrócił ostrze w dłoni i odciął przeciwnikowi głowę.
- ... panuje tu jedna zasada. Nie robisz problemów, mieszkasz tu, dopóki się nie dowiemy co z Tobą dalej - nie przerywał.
- Nie rozumiem. To jak się tu znalazłam?
- Zostałaś nominowana.
- Dominowana do czego!?
- Daj mi dokończyć - warknął. - Nominowana do zakonu. Łowcy czuwają. Uderz głową lwa, a cię zje. Przez jakiś czas nie będziesz pamiętała swojej przeszłości, ale to nic dziwnego. Zostałaś poddana pewnym zabiegom '' ulepszenia siebie samej'' . By pomóc zwyciężać. Tu każdy jest taki jak ty, więc bez obaw. Odnajdziesz się. Jesteś nouveau, więc musisz się podszkolić. Dopóki nam nie zaufasz, niczego nie osiągniesz. Nie zamierzamy Cię zabijać za nieposłuszeństwo, ale jeżeli to konieczne to...
- ALEX - znów wtrąciła się czerwonowłosa. Chłopak westchnął.
- Trzeba kontrolować równowagę, by owoce nie straciły swej wartości - dodał spoglądając na nią.
Spuściłam zszokowana wzrok.
- A wy kim jesteście?
- Polujemy dniem i nocą. Gdyby nie my, na świecie powstał by chaos. Pilnujemy porządku. Istoty o których nigdy Ci się nie śniło. Tak, tak może wydawać się bluźnierstwem, ale zapewniam cię, wszystko tu jest prawdą. To gra, w której nie ma wyjścia.
- I jestem pionkiem w tej grze, nie wiedząc o tym?
- Wiedziałaś, nawet bardzo chciałaś. Tylko nie pamiętasz nouveau - odwrócił się i przystanął koło swoich towarzyszy.
Nie miałam pewności czy oni mówią prawdę, bałam się zaufać obcym. Z drugiej strony nie miałam nikogo innego, nie wiedziałam gdzie nawet jestem i skąd pochodzę. Nie pamiętałam przeszłości, ani swoich korzeni. Nieodpowiedzialne by było jeżeli uciekłabym od nich nie wiedząc gdzie się kierować, a jeszcze głupsze jakbym próbowała zaufać obcym mi osobom i zamieszkała do czasu, kiedy sobie wszystko przypomnę. W końcu podobno tego chciałam. Bałam się zaryzykować.
- Gdzie tak właściwie jesteśmy? - zapytałam z przemęczonym głosem.
- Eleine, witamy w mieście Awekening Town. Może skusisz się na jedzenie? Jesteś pewnie głodna, zejdźmy na dół. W jadalni czeka na Ciebie ciepły posiłek.
Zaśmiałam się głośno.
- Mam tak po prostu zjeść z wami posiłek jakby nic się nie stało? Jak nie wiem co się dzieję?
- Wyjaśnimy Ci resztę przy stole.
Spojrzałam na Trevora, który nic się nie odzywał. Zrobiło mi się go żal. Wydawał się cały czas smutny. Jakby coś go gnębiło. I to nie było proste dla niego. Wiedziałam o tym. A raczej... przypuszczałam.
Po kilku sekundach zza jego nóg pojawił się mały, cały czarny kot. Szybko podbiegł i skoczył na łóżko, na którym jeszcze kilkanaście minut temu leżałam i zwinął się w kłębek. Miał doskonale lśniące futerko, leciutką łapką zahaczył o wilgotny nosek i zamknął swoje zielone, duże oczy.
- Poznaj Mruczka - zachichotała dziewczyna i podbiegła do niego, biorąc go na ręce.
- Mruczek? - zapytałam zszokowana.
- Tak, to Mruczek. Idziesz jeść czy mamy Cię tu zostawić samą, głodną?
Spojrzałam jeszcze raz na kota, a następnie wyszłam za nimi zaniepokojona z pokoju.
Zdecydowanie można by nazwać, że znajdowałam się w dużej rezydencji. Szliśmy po czerwonym, długim dywanie, wzdłuż korytarza, którego po bokach znajdowało się kilka zamkniętych drzwi. Na ścianach wisiało pełno obrazów, większość odległa od siebie nie więcej niż 5cm. Lampy kryształowe oświetlały nam drogę i ukazywały inkrustowane meble. Każda część domu miała swój tajemniczy urok. Zeszliśmy po szerokich, kręconych schodach na dół, w stronę jadalni w której znajdował się wielki stół załadowany różnymi przysmakami i napojami. Usiadłam przy stole ze swoimi towarzyszami i wpatrywałam się w różne smakołyki na których widok zaburczało mi w brzuchu.
- Co podać do picia nouveau? - wyrwał mnie z myśli wysoki, siwy, poważny mężczyzna ubrany w garnitur. Wydaję się, że był służącym. Przystanął koło mnie, przeszywając mnie wzrokiem.
- Jestem Eleine - powiedziałam oburzona. - Wodę mineralną.
- Dobrze nouveau. Co dla państwa? - zwrócił się do nich, gdy nakładali sobie po kawałku pieczonego indyka.
- Czerwone wino, rocznik 1879 Adamie.
Ukłonił się i wyszedł. Nałożyłam sobie kawałek kurczaka z sałatką meksykańską i zabrałam się jak najszybciej do jedzenia. Zamknęłam oczy rozkoszując się każdym ugryzieniem. Byłam w stanie zjeść konia z kopytami.
- Hmm... mieszkacie tutaj sami? - zapytałam zarumieniona gdy spoglądali na mnie jak na wariatkę kiedy usta miałam przepełnione jedzeniem, a oni z gracją jedli każdy kolejny kęs.
- Za jakiś czas poznasz resztę współlokatorów, kiedy przyjadą z misji. Módlmy się by ocaleli wszyscy - Lilith uśmiechnęła się nieśmiele.
Po krótkiej chwili usłyszałam wielki huk i krzyk. Każdy z nas zerwał się jak najszybciej z krzesła.
- Ktoś się uwolnił ze strychu! - krzyknęła Lilith.
Poczułam paraliżujący strach, jakby serce znalazło się w okolicach gardła gdy w ciemnościach zauważyłam postać, która powoli przybliżała się ku nas. Ktoś, a raczej coś stało całe we krwi i warczało niczym niebezpieczny drapieżnik... To dziwne, bo wyglądał jak człowiek od którego można było wyczuć aurę zła i bólu, ale za żadne skarby nim nie był.
Trevor wyciągając z nogawki srebrne, małe ostrze, wystartował do niego i zaatakował z wyskoku przeciwnika wyprowadzając niskie cięcie z prawej strony tułowia co spowolniło na kilka sekund działanie potwora. Zauważyłam, że to coś jest już i tak bardzo zmęczone, by wykonywać niebezpieczne ruchy i Trevor też to zauważył. Wykorzystując to próbował zadać kolejny cios narzędziem, ale ten uderzył z zaskoczenia mocno w jego żebra co odrzuciło go prosto na ścianę za mną.
- TREVOR! - krzyknęła czerwonowłosa i podbiegła do niego badając czy wszystko w porządku.
Alex po chwili rzucił się na stwora, który uskoczył przed ostrzem i pchnął go od tyłu, wyginając mocno nadgarstek, lecz chłopak szybko z tego uchwytu się wydostał i wykorzystując chwile odsłonięcia przeciwnika i wbił mu miecz w krtań, a następnie obrócił ostrze w dłoni i odciął przeciwnikowi głowę.