W poprzednim rozdziale:
*
- Polujemy dniem i nocą. Gdyby nie my, na świecie powstał by chaos.
Pilnujemy porządku. Istoty o których nigdy Ci się nie śniło. Tak, tak
może wydawać się bluźnierstwem, ale zapewniam cię, wszystko tu jest
prawdą. To gra, w której nie ma wyjścia.
- I jestem pionkiem w tej grze, nie wiedząc o tym?
- Wiedziałaś, nawet bardzo chciałaś.
- I jestem pionkiem w tej grze, nie wiedząc o tym?
- Wiedziałaś, nawet bardzo chciałaś.
* Ktoś, a raczej coś
stało całe we krwi i warczało niczym niebezpieczny drapieżnik... To
dziwne, bo wyglądał jak człowiek od którego można było wyczuć aurę zła i
bólu, ale za żadne skarby nim nie był.
* Alex
po chwili rzucił się na stwora, który uskoczył przed ostrzem i pchnął
go od tyłu, wyginając mocno nadgarstek, lecz chłopak szybko z tego
uchwytu się wydostał i wykorzystując chwile odsłonięcia przeciwnika i
wbił mu miecz w krtań, a następnie obrócił ostrze w dłoni i odciął
przeciwnikowi głowę.
***
,,Każdy sen, ten czarowny i piękny, zbyt długo śniony zamienia się w koszmar. A z takiego budzimy się z krzykiem."
Andrzej Sapkowski
Głowa przeturlała się kilka metrów i przystanęła twarzą w ziemie zostawiając za sobą ślady ciemnej krwi. Nadal stałam jak wryta i spoglądałam na Trevora, który podniósł się upewniając Lilith, że nic mu się nie stało. Następnie przeniosłam wzrok na Alexa, który wpatrywał się w leżące ciało... oczywiście bez głowy. Była to postać normalnego mężczyzny w średnim wieku, może trochę bardzo bladego. Jego ubrania poszarpane jak po wojnie teraz poplamione były swoją własną krwią, a głowa... włosy miał długie, kasztanowe. Odwróciłam wzrok i zasłoniłam usta dłońmi w poszukiwaniu miski, która leżała na stole zapełnionym po brzegi jedzeniem. Podbiegłam do niej i zwymiotowałam wszystko co jeszcze niedawno zjadłam.
- O mój Boże... - szepnęłam z twarzą w misce.
Usłyszałam kroki za mną i odwróciłam się powoli. Służący Adam podszedł i podał mi ręcznik a następnie moją wodę mineralną.
- Nouveau, przyzwyczaisz się do tych widoków - powiedział z lekkim uśmiechem. Następnie obrócił się do Alexa, który podniósł głowę za włosy i wpatrywał się w nią bez przerwy. - Rozumiem, że mam posprzątać? Nie wiem jak to się stało, że uciekł ze strychu. Przysięgam, że drzwi zostawiłem zamknięte. Teraz już na pewno żaden się nie wydostanie. Od razy kiedy ten potwór uciekł, pobiegłam zobaczyć co z resztą. Jeszcze się nie obudzili.
- To nie znaczy, że nie jesteś niczemu winny! - krzyknął Trevor. - Z tego co wiem to TY ostatnio byłeś tam sprawdzić czy wszystko jest w porządku. Zauważyłem, że wszystko co złego się tutaj ostatnio dzieje jest powodem Twojej winy. Czy to tylko dziwny zbieg okoliczności? Nie pomyślałeś o konsekwencjach gdyby nas nie było i co by się stało z Eleine kiedy zostałaby sama? Przecież dla nich zabicie kogoś to tylko łatwa przekąska przed głównym daniem!
- Nie rozumiem dlaczego nadal uparłeś się na to, że jestem po ich stronie - odrzekł spokojnie służący. - Rozpalę w kominku i spalę ciało.
Poczułam jak powoli z tych widoków kręci mi się w głowie. Zabrałam głośno powietrze i wypiłam kolejną całą szklankę wody. Boże... co tu się do cholery dzieje. Jeszcze przez kilka następnych minut dyskusja miała coraz poważniejszy ton, w tym samym czasie ukradkiem pobiegłam do pokoju w którym jeszcze nie niedawno się obudziłam i zamknęłam z wrzaskiem drzwi w razie by żaden stwór się nie przedostał. Otarłam twarz z potu i zamknęłam oczy próbując przystosować bicie serca do normalnego tępa. W tej chwili nie chciałam nikogo widzieć. Mówili o strychu... coś w nim jest, coś się tam znajduje... pytanie ile tego jeszcze zostało? Rzuciłam się na łóżku i zamknęłam na chwilę oczy. W tle usłyszałam echo miauczącego kota, wydaję się, że w pokoju był jeszcze Mruczek, który powoli się oddalał, jego dźwięk po kilku sekundach był już niedosłyszalny.
Ale nie potrafiłam się uspokoić widząc przed oczami scenę jaką jeszcze miałam kilkanaście minut temu.
Otworzyłam oczy i doznałam ogromnego szoku. Już nie byłam w tym samym pokoju. Znajdowałam się całkowicie w innym miejscu. To był las. Otaczały mnie setki drzew, których korony rzucało na wszystkie strony. Wichura była tak mocno, że sama prawie utrzymywałam się na nogach. Pod stopami miałam pełno błota, niebo było zachmurzone i od czasu do czasu pojawiało się na nim błyskawice. Grzmot był nie do zniesienia. Na ciemny, pochmurnym niebie, mimo rzadkich piorunów widniały gwiazdy, które w tej chwili wydawały się tak blisko jak na wyciągnięcie ręki. Była noc. Zimno powietrze zaczynało mnie otulać z zimna moje ciało drżało jakby za chwilę miało się rozpaść.
Tym razem ponownie mój organizm odmawiał mi posłuszeństwa i nie mogłam poruszać żadna komórką swojego ciała. Starałam się otworzyć usta by wydusić z siebie jakikolwiek dźwięk, oczywiście bez efektów. Znów moja dusza był uwięziona w nieporuszającym się ciele uduszonym we własnym ja.
I było coś jeszcze. Nie byłam tutaj sama.
Na przeciw mnie stała wysoka cielesna powłoka, mająca na sobie długą czarną szatę i twarz zakryta długim kapturem. Nie mogłam zauważyć ani jednej rysy ciała, ponieważ osoba stała tyłem do mnie, z głową schyloną w dół gdzie koło jej nóg leżał ktoś jeszcze. Był to mężczyzna o krótkich kasztanowych włosach już w podeszłym wieku. Zwijał się z bólu na ziemi, a istota nad nim zalękła przy nim i złapała go za dłoń. Miał niewielkie rany na ciele jakby ktoś z jego ciała zrobił tarczę i strzałami próbował trafić w sam środek. W tym przypadku do serca, koło którego obrażenia były najmocniejsze.
- Cienie wygrały - istota wyszeptała prawie niedosłyszalnie damskim, zmartwionym głosem opatrując ranę na ramieniu.
- Kochanie... to jeszcze nie koniec. To naprawdę nie koniec. Możemy jeszcze wygrać. Możesz wygrać. Nie pozwól im wtargnąć do twojego umysłu. Emocje to trucizna. Musisz wyłączyć uczucia. Walka nie jest zakończona. Póki na niebie pojawia się jasność, póki my wszyscy jeszcze oddychamy to jeszcze nie koniec. Słyszałaś księżniczko? To jeszcze nie koniec.
Dziewczyna głośno załkała nie przerywając zawiązywać szmatą ranę by zatamować krew.
- Ale ojcze... ale gdyby... gdybyśmy wiedzieli jak ich pokonać. Jak pozbyć się ich na zawsze, by świat był bezpieczny...
- Świat jest w twoich rękach księżniczko. Kain nie może umrzeć. Był, jest i będzie pierwszy. Setyci wariują, świat już nie jest taki jaki był. Śmiertelni mieszają się ze nieśmiertelnymi. Cienie próbują rządzić światem. Jest tylko jedne wyjście z tej sytuacji.
Towarzyszka podniosła wysoko głowę coraz uważniej słuchając.
- W domu - ciągnął. - Lilith Savaric i służący Adam trzymają coś bardzo ważnego. Trevor o tym wie, tylko nie wie gdzie mogli to schować by nikt nie znalazł. Po za nim nikt tego nie podejrzewa. Mają kryształ miracle* który...
- Który ma moc o jakim się nawet czarnoksiężnikom nie śniło. Jest najpotężniejszą rzeczą na całym świecie. Gdy jeden z klanów dostanie go dla siebie, apokalipsa z uprzejmością nas odwiedzi. Wszystko runie. Ludzie nie będą istnieć... chcą by nad światem panowały same nadprzyrodzone istoty. Chcą zrobić piekło na Ziemi i nasłać na całą kulę ziemską klątwe. Tylko jest jedno pytanie... który klan ma go dostać i dlaczego jeżeli Lilith i Adam go mają, dlaczego po prostu nie dadzą przywódcy.
- Nie wiem dla jakiego klanu pracują. Ale wiem, że na coś czekają. Na odpowiednią chwilę. Chcą trafić w sedno i nie mogą popełnić żadnego błędu, bo cały wszechświat szlag trafi. Czekają na odpowiedni moment.
- Jaki to moment? - zapytała biorąc opatrunek i zaczynając badać kolejną ranę.
- Tego nie wiemy. Ale musisz uważać na Lilith, a jeszcze bardziej na służącego. Najlepiej jakbyś trzymała się od nich z daleka. Nie powinnaś być sama z nimi, rozumiesz?
- Przestań Ojcze - zachichotała. - Jestem dużą dziewczynką, poradzę sobie.
- Już wiesz jakie jest Twoje zadanie?
- Mam odnaleźć kryształ - odpowiedziała wpatrując się w dal przed siebie.
Mężczyzna pokiwał głowa gdy nagle rozległy się głosy i dziewczyna z kapturem rozejrzała się po okolicy szukając źródła hałasu. Wichura stała się mocniejsza i po sekundzie spadły na nas pierwsze krople deszczu. Dziewczyna stanęła i gdy spojrzała na mnie zapadł mi dech w piersiach. Ta kobieta... to byłam ja. Miała moje włosy, tylko upięte w długi warkocz. Moje oczy, moją twarz, moje ciało,
Ocknęłam się z krzykiem w pokoju w którym znajdowałam się przed pojawieniem się w lesie. Byłam już całkowicie sama. Złapałam się za głowę i byłam pewna, że po prostu już zwariowałam. To był sen.. tylko sen... tak mi się wydaję... sen czy rzeczywistość. Cholera. To było zbyt realne na sen.
Wstałam łapiąc się za głowę i próbowałam sobie wszystko poukładać. Byłam obserwatorem tego wszystkiego, oni mnie nie zauważyli. A raczej ja siebie nie zauważyłam i mój ojciec. Chwila. Nie pamiętam swoich rodziców. Kryształ miracle. Trevor, Lilith i służący Adam, który od początku wydawał się dziwny. Co to ma wszystko oznaczać.
- Chyba śnił ci się koszmar.
Podniosłam głowę i zobaczyłam Trevora splatającego ręce na piersi, który przyglądał mi się z lekkim zmartwieniem.
- Wszystko w porządku? - dodał widząc moją wystraszoną minę.
W tej chwili doznałam dziwnego uczucia. Nie przeszywał mnie strach jak wcześniej, nie było mi źle, czułam się tylko... zagubiona. Nie powinnam tu być. To coś wielkiego, a ja jestem jedną, mała komórką w tym całym chaosie, którego nie rozumiem. Nie wiem kim tak naprawdę jestem. Tylko tyle, że mam na imię Eleine. Znajduję się w mieście o nazwie Awekening Town. Potrzebuje wyjaśnienia.
- Wszystko porządku? - powtórzył, a ja spojrzałam na niego zdecydowana.
Przez chwilę wpatrywałam się w jego i zauważyłam, że mają odcień szarości. Nie odwracałam wzroku i przez kilka sekund miałam wrażenie, że przez spojrzenie wgłębia się w moją osobę.
- To chyba jakaś pomyłka.
* - miracle po maltańsku oznacza cud
______________
Rozdział był już daawno napisany. Niestety nie miałam chwili czasu by go wrzucić, więc w końcu po długiej przerwie jest. Już nadrabiam czytanie rozdziałów na waszych blogach a w tym czasie zapraszam do szczerego oceniania i krytykowania tego cóż... krótkiego, ale mam nadzieje, że ciekawego rozdziału.:)